baner

RozgrywkiPL

YouTube ZPRP

szmalW czerwcu 2010 roku ogłoszono wynik plebiscytu IHF na Najlepszego Piłkarza Ręcznego na Świecie 2009 roku. Z dużą przewagą zaszczytny tytuł zdobył Sławomir Szmal, były bramkarz Stali Zawadzkie, który często wspomina początki kariery oraz przyjeżdża czasami do Zawadzkiego aby pokazać młodym adeptom jak trenować aby dojść do mistrzoskiej formy. Poniżej wywiad z rodzicami Sławka, którzy uczestniczą także w turnieju młodzieży jego imieniem organizowanym w Zawadzkiem. Wywiad przeprowadził Romuald Kubik w lutym 2009 roku.

Jeszcze przed kilkoma laty piłka ręczna nie była szczególnie popularną dyscypliną sportową w Polsce. Wraz z sukcesami polskich zawodników, a w szczególności dzięki rewelacyjnej grze bramkarza – Sławomira Szmala z Zawadzkiego, liczba kibiców znacznie wzrosła. Dziś polska reprezentacja świętuje sukces – wywalczenie brązowego medalu podczas mistrzostw świata w piłce ręcznej, w Chorwacji. Na to zwycięstwo złożyła się m.in. postawa sportowca z Zawadzkiego…

 

Jak wyglądały początki kariery szczypiornisty, jakim był uczniem i skąd wzięły się jego fenomenalne umiejętności bramkarza? Na te pytania uprzejmi byli odpowiedzieć rodzice Sławka, z którymi spotkałem się w ich domu, w Zawadzkiem.

Jakim uczniem był Sławek?

- Nie można powiedzieć, że w szkole był orłem – śmieje się mama Sławka, Maria Szmal. – Bardziej od książek interesował go sport i jak tylko mógł, biegł na boisko. Ciągle zaganiany, w zdartych butach i spodniach. Jak przyszedł koniec roku, to inni chwalili się ocenami, a Sławek śmiał się, że to on - mimo nienajlepszych ocen – dostał, jako najlepszy sportowiec szkoły, plecak ze stelażem. W tamtych latach była to nie byle jaka nagroda.

Jego zamiłowanie do sportu nie wyrosło z niczego. Czy w Państwa rodzinie istnieje bardzo silna sportowa tradycja?
- Właściwie każdy grał – mówi ojciec, Kazimierz Szmal. – Kiedy przyjechałem do Zawadzkiego w 1964 roku, zacząłem trenować piłkę ręczną. Sport uprawiała też moja przyszła żona, choć było jej trudno, bo mieszkała na gospodarstwie, gdzie zajmowanie się sportem było luksusem. Wtedy też wciągnąłem do piłki ręcznej jej brata, który potem został znanym zawodnikiem. Andrzej Mientus był uznawany za najlepszego polskiego bramkarza w piłce ręcznej. Trenowała też nasza córka – jednak nie za długo, ponieważ sekcja piłki ręcznej kobiet w Zawadzkiem istniała bardzo krótko.

Kiedy czasy dla sporu były lepsze?
- Jak zaczynałem trenować to każda wioska miała swoją drużynę piłki ręcznej – mówi Kazimierz Szmal. – Odbywały się regularne zawody między miejscowościami. Wtedy przepisy były takie, że grało się 11-osobową drużyną, więc można było wykorzystać istniejące boiska do piłki nożnej. Jak zmieniły się przepisy i zespoły miały po 7 zawodników – wszystko zaczęło marnieć. Potrzebne były osobne boiska i hale, a tych brakowało...

Czy w tej sytuacji pomagały zakłady pracy?
- Na początku była to pomoc bardziej symboliczna. W Zawadzkiem nie było wtedy na przykłada hali sportowej, więc musieliśmy jeździć do Otmętu, kiedy tamta hala była wolna. Huta zwalniała nas wtedy po prostu wcześniej z pracy. Nadal jednak byliśmy regularnymi pracownikami huty i sport był dodatkowym zajęciem, z którego raczej trudno byłoby wyżyć.
Potem wszystko zmieniły kopalnie i duże kombinaty, które fikcyjnie zatrudniały najlepszych sportowców. Od tej pory drużyny przestały składać się tylko z amatorów, a sport zaczął być coraz bardziej opłacalnym zajęciem.

W jaki sposób Sławek stał się tak dobrym bramkarzem?
- Geny i ciężka praca. Od dzieciństwa żył sportem i było to widać na każdym kroku. Na treningach zawsze był pierwszy i czekał aż reszta dobiegnie. Z Zawadzkiego wyjechał tuż po szkole, bo nie mógł znaleźć tutaj pracy. Przeniósł się do Hutnika Kraków, potem do KS Warszawianka i Wisły Płock. Potem wyjechał do Niemiec.

Lepiej tam płacą?
- To też, choć w Polsce zarabiał już niezłe pieniądze. Chodziło mu bardziej o to, że może grać z najlepszymi. W Niemczech sport jest znacznie bardziej wspomagany i nawet na najmniejszych wioskach widzi się młodych ludzi grających w każdej wolnej chwili. Zakłady pracy bardzo dokładają się tam do sportu amatorskiego, co daje efekty w sporcie zawodowym.

Przed telewizorami zasiadło w piątek chyba pół Polski (rozmowa odbywała się w sobotę, 31 stycznia). Sławek dzwonił przed meczem z Chorwacją?
- Zadzwonił rano i był bardzo dobrej myśli – mówi mama Sławomira Szmala. – Twierdził, że drużyna jest w świetnej formie i mają duże szanse na zwycięstwo.
- Na początku meczu nie pociągnęli za dobrze i potem nie było już woli walki w drużynie – podjął myśl ojciec bramkarza. – W sporcie jest tak, że sukcesy nakręcają do dalszej walki, a niepowodzenia jeszcze bardziej osłabiają.

Państwo sami kibicowaliście synowi?
-
Nie. Przyjechał brat i córka z zięciem. Na mecz finałowy natomiast ma zjawić się znacznie liczniejsze towarzystwo.

Jakie plany na przyszłość ma Sławomir?
- Bramkarzem w piłce ręcznej jest się mniej więcej do 40-tki. Tyle grał Andrzej Mientus, który potem zajął się trenowaniem innych bramkarzy i został fizykoterapeutą. Ten wiek odnosi się jednak bardziej do bramkarzy, którzy bronią „budową ciała”, a Sławek gra „refleksem”. Nie wiem, jakie syn ma plany, lecz powinien pomyśleć o ustatkowaniu, bo ostanie lata to życie na walizkach. W ciągu tygodnia ma 8-9 treningów i 2-3 mecze. W zeszłym roku miał w sumie 4 dni urlopu. Przyjechał wtedy na sylwestra do domu z pochodzącą ze Staniszcz żoną i z tego 2 dni przeleżał w łóżku. Dopadła go grypa. Powinien zacząć bardziej o siebie dbać – uważa ojciec Sławka.

Jak zmieniło się Państwa życie od momentu wybuchu „Szmalomanii”?
- W zasadzie nie uległo zmianie. W Zawadzkiem wszyscy wszystkich znają i często ktoś do nas podchodzi i chwali albo komentuje grę Sławka. Ludzie jednak w większości są bardzo życzliwi. Bardziej martwi mnie to, że media zrobiły z niego swoją własność i zwielokrotniają każdy sukces i porażkę. Sam Sławek się nie zmienił i unika rozgłosu. Kiedy gra w Niemczech, to tamtejsi zawodnicy zostają często godzinę po meczu, by rozdawać autografu. Sławek zaraz schodzi do szatni, bo tego nie lubi. Pozostał tym samym skromnym chłopakiem, co kiedyś…